niedziela, 21 grudnia 2014

Prolog

    Była dalej niż bliżej zakończenia koszmaru, który pojawił się tak nagle dziewięć lat temu. Pamiętała dzień, w którym upadła po raz pierwszy i nabiła guza na środku czoła. Wtedy parsknęła śmiechem i przeklęła swoje niezdarstwo. Jednak z każdym kolejnym zaczęło do niej docierać, że coś jest nie tak. Nic nie było w porządku.

   - Otwórz szeroko oczy, postaraj się nie mrugać - doktor Marshall uważnie przyjrzał się źrenicom, świecąc w nie małą żarówiastą latarką. Nie było to zbyt przyjemne uczucie, jednak po chwili światło zgasło, a mężczyzna usiadł przed biurkiem. Matka podała dziewczynie chusteczkę, by otarła załzawione oczy; łzy niczym kryształowe krople spadały jedna po drugiej na jedwabną bluzkę małej.
   - Tak jak podejrzewałem - zwrócił się do kobiety - zapalenie spojówek. Proszę się nie denerwować, leczenie nie trwa długo i nie powinno zaszkodzić córce.
   Felice była nieco przerażona. Patrząc w lustro zauważała jedynie czerwone napuchnięte oczy. Widziała niewiele, jak przez mgłę, ale niczego nie powiedziała mamie. Lekarz miał rację, "wyleczy się".

   Oczywiście. O ile następnego razu nie będzie.

   10 lat później

   Ekscytującą noc przerwał mi budzik dzwoniący równo o piątej. Mówiąc ekscytującej mam na myśli oglądanie beznadziejnych seriali i talk-show w telewizji, bo niestety stacji nie stać na wyprodukowanie czegoś ambitniejszego niż Ekipa z New Jersey. Cóż, przyzwyczaiłam się do tego.
Rano wita mnie chłodne i puste miejsce obok w łóżku, bo matka wyjechała do Szkocji w delegację. Dzieliłam z nią pokój; to chyba nic dziwnego. Gdyby jeszcze był z nami ojciec, pewnie żylibyśmy w nieustającej sielance. Codziennie naleśniki z sosem klonowym na śniadanie, ciepłe kakao i gorące bułeczki z pieca. Melanie miałaby na sobie czarny fartuch i z uśmiechem od ucha do ucha obsługiwałaby rodzinkę przy stole. Ted czytałby poranną gazetę, przegryzając od czasu do czasu biszkopty moczone uprzednio w czarnej jak heban kawie. Ja, jako przykładna córka wygłosiłabym krótką mowę, jak to cudownie nam się układa w życiu i jakie to szczęście zaznać miłości w rodzinnym gronie.
A tymczasem to gówno prawda. Rzeczywistość jest zupełnie inna.

   - Ej ty, rusz się, bo nie mamy czasu! Dzisiaj ty obsługujesz. Klienci czekają - mina Edwarda mówiła więcej niż tysiąc słów. Wyjrzałam na chwilę przez uchylone drzwi na restaurację. Rzeczywiście, dzisiejszego dnia był niezły ruch. Może wreszcie uda mi się zarobić więcej napiwku, niż osiem dolarów.
   - Mam imię - odburknęłam nieco pretensjonalnie, jednak mężczyzna nie zwrócił na to uwagi. Zbył mnie każąc tylko zanieść jedną z tacek na stolik numer dwa. Zręcznie podniosłam talerze do góry i popędziłam na salę w poszukiwaniu owego numeru, jednak błądząc wzrokiem po pomieszczeniu nie zauważyłam, gdzie stawiam nogi. Potknęłam się o jeden z progów tuż przy wejściu, robiąc sobie niezłą wiochę.
   - Cholera, jestem jednym, wielkim pechem. - Mruknęłam sama do siebie, zbierając z podłogi, a przy okazji białej bluzki spaghetti z sosem bolognese. Minus trzydzieści dwa dolary.
   - Póki ja tutaj jestem nic ci się nie stanie.
   Oho, przyszedł. Mój wybawiciel. Że też o nim nie pomyślałam.
   - O, Ash - parsknęłam - Wcale się ciebie tu nie spodziewałam.
   - Najwidoczniej wiem, kiedy mam się zjawić. - Puścił do mnie oczko i z zawadiackim uśmiechem podał mi swoją dłoń. Chwyciłam się niej, unosząc równocześnie talerze z pozostałościami po obiedzie. Chyba nie nadaje się już na konsumpcję.
   Miał zielone, kocie oczy. Albo piwne, już nie pamiętam. Szczerze powiedziawszy patrzyłam w nie tylko kilka razy w życiu, choć często się spotykaliśmy. Nie do końca połapałam się jeszcze w relacjach damsko-męskich. Właściwie to był moim przyjacielem, ale na tyle bliskim w kontaktach ze mną i moim ciałem, że prędzej nazwałabym go kochankiem. Och, to dobre określenie.
Jego blond kosmyki włosów często opadały na czoło. Cały czas je poprawiał, a mnie z czasem zaczął drażnić ten nawyk wpychania sobie co chwila rąk we włosy. Kiedyś nawet kazałam mu z tym skończyć, bo inaczej przestanę się do niego odzywać. Uwierzył i wytrzymał trzy minuty. Po tym czasie stwierdziłam, że nigdy nie dotrę do Irwin'a.
   - Fel, dawno nigdzie nie wychodziliśmy. Nie masz może ochoty wybrać się dzisiaj do kina? - zapytał po odprowadzeniu mnie do kuchni. Dostał solidny ochrzan od kucharza, że nie można wchodzić na ten teren restauracji jeżeli nie jest się pracownikiem. Oczywiście olał to, jak zwykle.
   - Jasne, czemu nie. Seans chyba zaczyna się o dziewiątej. Nie fatyguj się, przyjdę sama do kina - wyszeptałam mu do ucha i chichocząc złożyłam delikatny pocałunek na poliku Ashton'a. - Uciekaj, bo jeszcze cię wywalą stąd siłą - dodałam.

   Zataczając kolejne kółko na ulicy i wymachując torebką w dłoni, uderzyłam w lampę. Na szczęście nic się nie stało, za to ja nieźle oberwałam po głowie. Fakt faktem, wypiłam nieco przed wyjściem, ale to na rozluźnienie. Majaczyłam coś pod nosem, było ciemno, niby dwudziesta trzydzieści, a jednak luty. Nie pamiętam już, co robiłam pół godziny temu. Kogo to interesuje. Chaos, który aktualnie miałam w głowie przypomniał mi, że jestem ślepa jak kret. Zapomniałam dziś założyć soczewek, ale bosko. Mimo wszystko, szłam przed siebie; nie uśmiechało mi się wracać do domu, wytrzymam jakoś te dwie godziny w kinie z Ash'em. Nie takie rzeczy się robiło, młoda.
   W pewnym momencie usłyszałam nadjeżdżający radiowóz policyjny, a za nim dwie karetki. Z trudem wytężyłam wzrok, ale jednak coś widziałam. Kilkanaście metrów przede mną leżał nieprzytomny mężczyzna, obok skasowane BMW i porozrzucane dookoła papiery. Niecodzienne zjawisko, przyznaję. Podeszłam bliżej, by przyjrzeć się całemu zdarzeniu; dopiero po chwili zorientowałam się, gdzie jestem. Bleecker Street, to tutaj mieściło się kino. Podeszłam do jednego z funkcjonariuszy, by poznać szczegóły. Ubrany w granatowy uniform mężczyzna powitał mnie mało empatycznie, jednak mnie to do niego nie zraziło.
   - Przepraszam pana, co tutaj się stało?
   - Wypadek drogowy. Nie widzi pani? Na Boga, zainwestuj w okulary dziewczyno - to miała być obelga skierowana w moją stronę? Też mi coś.
Skierowałam wzrok na prawo. Maska samochodu była mocno wgnieciona, a przebita przednia opona zdawała się być do natychmiastowej wymiany. Auto mimo wszystko zachowało metaliczny połysk i...
   - O kur... - nie dokończyłam, zasłaniając usta dłonią. Odeszłam na bezpieczną odległość od policjantów i czym prędzej uciekłam z tamtego miejsca.
   To moje auto.
_________________________________________________________________________
Mam cichą nadzieję, że zaczęłam zachęcająco i komuś się spodobało. Kolejne wątki wraz z nowymi rozdziałami, tak samo z rozwinięciem się akcji. To dopiero prolog, ale myślę, że zostaniecie ze mną na dłużej. Jeśli Ci się podobał, zostaw po sobie ślad w postaci komentarza, czy zaobserwuj tego bloga. Będę bardzo wdzięczna! :)

9 komentarzy:

  1. Bardzo spodobał mi się prolog tego fanfiction.
    Już nie mogę się doczekać dalszej akcji.
    Weny :)
    I do następnego :D +
    Włącz anonima, żeby i oni mogli komentować.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba, że nie chcesz, to nei zmuszam. :P

      Usuń
    2. Dziękuję za motywujący komentarz, jak i radę :)

      Usuń
  2. Och, świetne. W sumie, nie zrozumiałam końca; czy to auto Felice spowodowało wypadek?
    Nie mniej jednak, bardzo mi się prolog spodobał. Jest dość krótki, co mnie trochę zirytowało, bo chciałam wiedzieć, co będzie dalej.
    Mam nadzieję, że pierwszy rozdział pojawi się w najbliższej przyszłości :>
    Kocham, uwielbiam, i obserwuję :
    love, Penguins.
    http://dont-leave-me-lonely.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, kochana!
      Tak, to auto Felice spowodowało ten wypadek. Wyjaśnienie już niebawem; przecież wszystkiego nie mogę zdradzić w prologu, nie? :)
      Oczywiście wpadnę na bloga!

      Usuń
  3. Witam!

    Miałam przybyć szybciej, ale niestety nie dałam rady. Co mnie przyciągnęło? Oczywiście Harry! Uwielbiam opowiadania z nim w każdej odsłonie ;)
    Po pierwsze, z taką bohaterką, która ma tak charakterystyczne poczucie humoru się jeszcze nie spotkałam. W koło same bohaterki, kreowane na niedostępne lalunie i wiecznie wieje nudą... Och, ileż można czytać o tym samym?! U Ciebie natomiast, zapowiada się obiecująco i trochę tajemniczo. Dlaczego jej auto zrobiło wypadek i to bez niej w środku? I co to za nieprzytomny koleś? Hymm? Ach, zapomniałabym o Ashtonie! Uwielbiam tego gościa i w realu i już podbił moje serce w opowiadaniu! Kochanek głównej bohaterki - uwielbiam, uwielbiam, uwielbiam!

    Czekam na kolejny rozdział! Wybacz, że tak chaotycznie, jednak to prolog. Bądźmy szczerzy - źle komentuje się prologi ;) Następny komentarz będzie o wiele lepszy.
    Do napisania -
    Mała Mi.

    OdpowiedzUsuń
  4. Awww wspaniałe! Bardzo piękny styl pisania też bym tak chciała <33
    _____
    http://moments-one-direction-opowiadanie.blogspot.com/?m=1 ZAPRASZAM do mnie <3 Chciałabym poznać twoją opinię :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Zostałaś nominowana do Liebster Awards przez mojego blga
    http://moments-one-direction-opowiadanie.blogspot.com/
    _____________
    Świetnie wychodzi ci to ff i na pewno będę czytała masz ogromny talent ^^

    OdpowiedzUsuń
  6. Gratuluje nominacji do Liebster Award! Więcej tu: http://hybryds-family.blogspot.com/2014/12/liebster-award.html

    OdpowiedzUsuń